I Dodarca inwestycyjny (cz 1)

Po 1989 r. profesje maklera i doradcy inwestycyjnego były w Polsce nowymi zawodami. Już wtedy kojarzyłem, że makler operujący na parkiecie najpierw działa, a później myśli, a ja wolałem odwrotnie. 

Będę się tu posiłkował cytatami z książki Nicka Leesona "Łajdak na giełdzie", facet doprowadził do upadłości Barings Bank, więc chyba wie co mówi, a ponieważ książkę pisał w pierdlu więc już nie musiał nic ukrywać. 

„Zawsze prowadziliśmy te głupie pogawędki, tak jakby któryś z nas wiedział, co się będzie działo z rynkiem bądź miał jakąś strategię. Obaj wiedzieliśmy, że gdy wchodzi się na parkiet, gdy wokół rozlega się zgiełk, podejmuje się decyzje z perspektywą najbliższych dwóch sekund, a co trzy minuty zmienia się zdanie na temat tego, co się robi." (str. 55) 

Maklerem nie chciałem zostać. To zawód dla młodych. Młodym łatwiej podejmować szybkie decyzje ponieważ w momencie ich podejmowania nie czują na sobie brzemienia odpowiedzialności za skutki, które te decyzje przyniosą. 

Aby zostać doradcą inwestycyjnym potrzebny był wtedy jeden rok praktyki w biurze maklerskim oraz zdanie egzaminu. Zacząłem pracować w bankowym biurze maklerskim na 4/5 etatu, przez cztery dni w tygodniu świeciłem oczami w tym biurze, a w piątym dniu prowadziłem księgi rachunkowe w niewielkiej prywatnej firmie. W tym jednym dniu zarabiałem więcej niż przez pozostałe cztery dni. 

W banku nauczyłem się jak ważne są procedury, które stały w segregatorach na półkach. Można pieprzyć robotę, kłamać, wprowadzać klientów w błąd, oszukiwać, kraść, ale jeżeli udowodni się, że postępowało się zgodnie z procedurami, wina jest odpuszczona. Myślę, że ci, którzy wciskali ogłupiałym klientom kredyty we frankach szwajcarskich i transakcje opcyjne wiedzą o czym mówię. 

Makler nie mógł założyć własnego rachunku inwestycyjnego, no chyba, że na żonę, albo inną osobę, wtedy mógł grać na giełdzie na własny rachunek. 

Już wtedy napatrzyłem się jak silne instytucje finansowe psują prawo. Klient, który kupował obligacje, dostawał kopię certyfikatu, a zgodnie z logiką i duchem prawa powinien dostać oryginał. Oryginał dokumentu powinien znajdować się w rękach właściciela aktywa, które zostało odzwierciedlone w dokumencie. No ale procedury sprzedaży obligacji stanowiły inaczej, więc nikt moimi rozterkami prawnymi nie przejmował się. 

Rynek odczuwał głód papierów wartościowych, zwłaszcza akcji, więc wszystko sprzedawało się jak świeże bułki. Rypnęło się dopiero wtedy, gdy akcje Banku Śląskiego straciły 2/3 wartości. Wtedy to podał się do dymisji minister finansów, którym był Marek Borowski. Zrobił to przedwcześnie, później już nikt nie podał się do dymisji z tak błahego powodu. Prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka nie podał się do dymisji nawet wtedy, kiedy przy ośmiorniczkach kombinował jak przewalić pieniądze państwowe na ulubioną partię polityczną, a Prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś, kiedy się okazało, że wynajmował posiadaną nieruchomość na godziny. 

Gdybyśmy mieli zadać sobie pytanie, po co spółka sprzedaje swoje akcje lub udziały, odpowiedź byłaby prosta: po to, żeby zamienić oszczędności obywateli, którzy nie wiedzą co robić z pieniędzmi, na kapitał, który posłuży do finansowania rozwoju spółki. To przeczytacie w podręczniku, w życiu jest inaczej. 

Biura maklerskie organizują i prowadzą sprzedaż w obrocie pierwotnym akcji spółek, które w ten sposób wchodzą na giełdę. Taką działalność prowadziło biuro maklerskie, w którym pracowałem. Pewnego razu, kiedy zapowiedziano sprzedaż akcji pewnej spółki, na kilka tygodni przed dniem zero przed bankiem utworzyły się rywalizujące ze sobą kolejki; regionalna prasa pisała, że kolejkowicze grozili sobie bronią, przyjechała policja, zrobiła porządek, pojawiły się nowe listy kolejkowe. 

W dniu sprzedaży akcji pracowałem na popołudniową zmianę, z opowiadań wiem, co się stało. Punktualnie o 8.00 strażnicy otworzyli drzwi banku i wpuszczali po jednej lub kilka osób (nie wiem dokładnie). Proces sprzedaży przebiegał profesjonalnie i bezpiecznie. Ilość akcji na osobę wynegocjowano ze zwycięskim komitetem kolejkowym. Ponieważ akcji było niewiele starczyło dla maklera, pracownika maklera, nadzorcy, który przyjechał z centrali banku po to, aby dopilnować, żeby sprzedaż odbyła się uczciwie i transparentnie, oraz kilku pierwszych osób z kolejki. Wszystko skończyło się spokojnie i zgodnie z procedurami, tym bardziej, że było obserwowane przez kamery, które zostały założone przed otwarciem tego oddziału banku i jak wieść niosła służyły także do podglądania hostess przebierających się podczas uroczystości otwarcia tego oddziału banku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wstęp

Aneks. PANA

III Biegły rewident