III Biegły rewident

4. Wielka korporacja

 

Po zdaniu egzaminów trafiłem do wielkiej ogólnoświatowej korporacji biegłych rewidentów, w pierwszym okresie na praktykę, która trwała dwa lata, a potem do pracy jako biegły rewident; w sumie przepracowałem tam siedem lat i do tej pory nie mogę się nadziwić dlaczego trzymali mnie tam tak długo. 

W pierwszych latach pewne znaczenie miała znajomość przeze mnie polskich przepisów, ale z czasem ta przewaga konkurencyjna malała, a po pojawieniu się młodych zdolnych polskich rewidentów byłem już zupełnie zbędny. 

Trzymało mnie tam wysokie wynagrodzenie, i gdybym chciał mógłbym tam zostać dłużej, tylko że nie chciałem pracować za wszelką cenę kosztem niezależności. 

Kiedy zaczynałem tam pracę, jednym z moich kolegów był biegły rewident o nazwisku Kusiak, a kiedy kończyłem karierę biegłego rewidenta ostatnią osobą ze środowiska, z którą miałem kontakt, była Pani pracująca w Polskiej Agencji Nadzoru Audytowego (PANA) o nazwisku Fiutak, można więc powiedzieć, że moja kariera biegłego rewidenta rozpoczęła się od Kusiaka i zakończyła na Fiutaku.

 

Struktura

 

Wielka korporacja jest strukturą totalitarną, a ustrój w niej panujący można nazwać korpofeudalizmem. 

Na samym dole sytuują się asystenci, nazywani, tak się jakoś dziwnie złożyło, „niewolnikami”. Niewolnicy pracowali całymi dniami, kiedy było trzeba w soboty i w niedziele, i nie narzekali ponieważ ich zarobki rozpoczynały się od 1.000 USD w polskiej walucie, co dla osoby rozpoczynającej karierę zawodową w latach dziewięćdziesiątych stanowiło stawkę nie do pogardzenia. W ten sposób w korpofeudalnej organizacji znajduje odzwierciedlenie zasada lorda Kitchenera „robotnik dotąd powinien pracować dopóki ustoi na nogach”. 

„Niewolnicy”, którzy czuli, że ich pozycja zawodowa jest zagrożona, symulowali pracę zostając po godzinach, żeby pokazać jak bardzo są zapracowani i jacy są oddani firmie, ale najczęściej to nie pomagało, niewolnicy nieprzydatni dla korporacji byli zwalniani. 

Wyżej od nich stali seniorzy i superwajzorzy, którzy prowadzili „niewolników” na projekt do Klienta, mówiło się, że na projekt idzie „down z zespołem”. 

Nad seniorami i superwajzorami stali menedżerowie, którzy byli rozliczani głównie z przychodów, sporządzali budżety na projekty i skrzętnie pilnowali, żeby koszty nie zostały przekroczone, co kończyło się tym, że cześć pracy na projekcie wykonywano w czasie darmowych nadgodzin. 

Partnerzy byli właścicielami korporacji i dbali głównie o swoje dochody i premie. W pierwszym okresie działania korporacji w Polsce partnerami byli głównie ekspaci, z czasem pojawiało się coraz więcej partnerów Polaków, w tym byłych ministrów i wiceministrów typu generał Petelicki, który był partnerem w firmie Arthur Andersen, która po aferze Enronu dokonała odwrotnego przejęcia firmy Ernst & Young i w dalszym ciągu funkcjonuje na rynku usług audytorskich na całym świecie. 

Jak widać z powyższego, w zasadzie w wielkiej korporacji nie było miejsca dla polskich biegłych rewidentów. Byli oni tam zatrudniani z powodu przymusu ustawowego i zostali na siłę wtłoczeni w strukturę totalitarną, jak piąte koło u wozu, o czym potem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wstęp

Aneks. PANA

III Biegły rewident