III Biegły rewident
5. Klienci
Warunki
pracy audytorów
Warunki pracy audytora można uznać za bardzo dobre. Tylko raz, kiedy w badanej spółce przeprowadzano remont, zdarzyło mi się pracować na kartonach w jakimś schowku.
Do czasów covidozy badanie sprawozdania finansowego odbywało się u klienta w jego siedzibie, ewentualnie w biurze rachunkowym, które prowadziło jego księgi. Czasami trzeba było korzystać z hotelu. Najlepsze są niewielkie hotele w małych lub średnich miastach. W tych hotelach panuje niemal rodzinna atmosfera, a posiłki są jak u babci lub nawet lepsze. Polecam Toruń, Włocławek i Poznań.
W dużych sieciowych hotelach jedzenie często jest nieświeże, podczas śniadania nieliczni kelnerzy nie mogą nadążyć z dokładaniem potraw na stół szwedzki i z wycieraniem napojów porozlewanych na stolikach w tłoku i pośpiechu przez gości hotelowych. Nie polecam.
W luksusowych hotelach posiłek zwykle składa się z ogromnego talerza, platerowych sztućców, niewielkich porcji niesmacznego jedzenia i niebotycznych cen.
Rachunki zawsze trzeba sprawdzać. W pewnym hotelu kelnerka przepalcowała się i zaserwowała nam paragon, z którego wynikało, że zjedliśmy 333 porcje lodów.
(Rogale marcińskie tylko w Poznaniu, pączki Bliklego przereklamowane (jadłem kilkanaście razy), kuchnia Gessler porażka, kuchnia Kuronia – brud i smród na długich drewnianych ławach, Stokłosa ledwo trzymał się na nogach).
Pewnego razu przyjechaliśmy wieczorem do hotelu położonego nad samą plażą w Łebie. Zapowiadano wichurę. Okazało się, że nie ma ciepłej wody. „No, trudno! – pomyślałem - jak wichura to wichura, umyję się rano”. Rano także nie było ciepłej wody. „No, trudno!” – pomyślałem i wziąłem zimny prysznic. Podczas śniadania dowiedziałem się, że w pokojach koleżeństwa z zespołu badającego ciepła woda była. Na recepcji wytłumaczono mi, że jako jedyny miałem pokój w innym skrzydle hotelu i zapomnieli wieczorem odkręcić właściwy kurek.
W pewną niedzielę pojechałem do Warszawy do apartamentu wynajmowanego przez korporację. Apartament mieścił się przy ul. Hożej 111/42 (adres nie jest prawdziwy, chodzi o ilustrację zjawiska). Hoża od Dworca Centralnego niedaleko, poszedłem z bagażami na piechotę, ale takiego numeru nie mogłem znaleźć ani po jednej, ani po drugiej stronie ulicy Tytusa Chałubińskiego, miejscowi mieszkańcy nie wiedzieli, gdzie znajduje się taki budynek, a biuro korporacji było w niedzielę zamknięte. W końcu nastąpiło olśnienie, że numeracja jest podana metodą amerykańską odwrotnie niż w Polsce, 41 – to był nr domu, a 111 – nr mieszkania.
W ciągu dnia, kiedy pracuje się do późna, sprawdza się wyjście na lunch. Bezkonkurencyjny jest Poznań, gdzie jest mnóstwo małych knajpek i restauracyjek. Jeżeli wie się, dokąd należy pójść na grochówkę, zupę grzybową, żeberka z kopytkami, kurczaka, gyros, makaron, pierogi, czy naleśniki, Poznań słusznie może kojarzyć się ze smacznymi posiłkami. Nie tylko lunchowymi, ale także z obiadami, np. z golonką, czy stekami.
Ale nie tylko Poznań, np. w Janowie Podlaskim, w bufecie pracowniczym, dostaliśmy przepyszne pierogi z jagodami, a schabowe nie mieściły się na talerzach, w pewnej restauracji w Gnieźnie bezkonkurencyjną zupę grzybową, w Toruniu pierogi z grzybami rozpływające się w ustach, a w restauracji rybnej w Szczecinie, smaczne ryby, tylko trzeba było długo czekać.
Zdarzyło się, że w pewnym luksusowym hotelu, który wydawał lunche od 12.00, musieliśmy kilkanaście minut poczekać, bo właśnie odbywał się appraisal dla luksusowych prostytutek i nie można było przeszkadzać.
Komentarze
Prześlij komentarz