III Biegły rewident

 4. Wielka korporacja (dokończenie)

 

Zwolnienie pracownika

 

Doszliśmy do momentu, w którym korporacja zwalnia pracownika, nie opiszę własnego zwolnienia, gdyż odbyło się ono w przyzwoity sposób, opiszę pierwszą redukcję zatrudnienia obserwowaną przeze mnie w korporacji. 

Po wezwanie do gabinetu partnera niewolnicy przebywali w nim kilkadziesiąt minut. Kiedy z niego wracali już nie mieli komputera, ani dostępu do sieci, ich rzeczy prywatne były spakowane do kartonu. Nieszczęśnicy żegnali się z pozostałymi pracownikami i wychodzili z zakazem wstępu do korporacji, w której do tej pory było im wmawiane, że byli „the best”, sami wybierani. Nawet do takich osób korpofeudalna korporacja nie miała zaufania, i traktowała ich jak bydło. 

Tu sobie przypomniałem, że firma Boniego, byłego ministra pracy i polityki socjalnej, doradzała jak obejść przepisy ustawy o zwolnieniach grupowych, wprowadzonej za tego ministra. To nic zdrożnego, byli ministrowie też muszą z czegoś żyć. To samo zjawisko dotyczy byłych urzędników ministerstwa finansów zajmujących się podatkami, zakładają firmy, które doradzają jak omijać przepisy podatkowe, które sami wprowadzali. 

Ponieważ wychodząc z korporacji starałem się zachować portfel klientów, dzwoniąc do nich dowiedziałem się ciekawych rzeczy. Te same osoby, które przedtem wychwalały nasze usługi, teraz wspominały coś o niedouczonych asystentach, którzy w życiu nie widzieli wyciągu bankowego i trzeba im było go pokazać palcem. Dostało się nawet psom partnera Antoniego, te przemiłe do tej pory pieski okazały się głupimi, wstrętnymi kundlami, których nie powinien ze sobą ciągnąć na spotkania z klientami. 

Wkrótce życzliwi dowiedzieli się (od koleżanki Ewy) i donieśli, że zostałem w korporacji wpisany na czarną listę. Działało to tak, że kiedy ktokolwiek do nich dzwonił i pytał: „słuchajcie no, pracował u was taki i taki, co to za człowiek?”, oni odpowiadali: „no wicie, rozumicie, nasza rada: nie zatrudniajcie go” i sprawa była załatwiona. 

W tym czasie superpartner Antoni (ekspat polskiego pochodzenia, nie ten od psów) na różnych spotkaniach rozdawał wizytówki polskim biegłym, żeby do niego dzwonili, bo będzie miał dla nich pracę. Oni wierzyli w ten pic na wodę, kłaniali się w pół i czekali na zaproszenie do współpracy, które nigdy nie nadeszło.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wstęp

Aneks. PANA

III Biegły rewident